Zapach Omanu



Każdy wdech to spokój, a każdy wydech odprężenie. 

Nikomu nigdzie się nie spieszy. Nikt nie przebiega na czerwonym świetle, nikt nie jest już spóźniony na umówione spotkanie. Każdy krok jest stawiany świadomie, z namysłem, wyczuciem rytmu. Spowici w białe suknie mężczyżni z niedużym turbanem bądź czapeczką na głowie, mijają się wodząc wzrokiem po twarzach, próbując wyczytać w nich przeszłość. Czasem przystaną i pogawędzą chwilę lub dwie ze znajomym. Bez podniesionych głosów, żwawej gestykulacji czy pełnej wyrazu mimiki twarzy.

Każdy wdech to spokój, a każdy wydech odprężenie. Ciągle głęboko oddycham i nie mogę się nasycić palonym słońcem zapachem ciszy. 

Oślepiający bielą Maskat
              

Charakterysteczna architektura Orientu (hotel Hyatt w Maskacie)

Sultan Qaboos University (SQU) w Maskacie

Duqum (Region Wusti)


Więcej zdjęć tutaj.


Czarny Obama



Obama jest “swojski”. Imponuje mi bystrością, poziomem retoryki i emocjonalnym zrównoważeniem. Widać, że ma klasę i całkiem dobrze poukładane w głowie. Z drugiej strony nie mam złudzeń – nie tylko osoba prezydenta, czy nawet rząd włada USA, a przez to i światem. Dlatego prawdopodobnie Obama będzie musiał stawić czoła wielu swoim frustracjom. Jestem bardzo ciekawa jak się zabierze za obecny stan rzeczy i jakie będą tego wyniki.

Co Obama oznacza dla Korei? Politycznie prawdopodobnie niewiele (zmiana polityki wobec Korei Północnej?) – choć Lee Myeong Bak, obecny prezydent, uważany jest przez Koreańczyków za marionetkę Busha i każdy jest ciekaw, jak to będzie za kadencji Obamy. Ekonomiczne konsekwencje na pewno jakieś będą (planowana renegocjacja FTA), ale osobiście widzę więcej szans na zmiany od strony społecznej. A to z bardzo prozaicznego powodu – Barack Obama jest mulatem. 

W Korei ciągle nie ma zbyt wielu przedstawicieli czarnej rasy. Ich pojawienie się na ulicy za każdym razem sieje widoczne poruszenie wśród mijających ich Koreańczyków. Bo dla Koreańczyków osoby czarnoskóre są „straszne” z wyglądu i daleko bardziej obce niż Biali. Niestety też większość Koreańczyków starszego pokolenia, w ogólnym przeświadczeniu o wyjątkowości swojej nacji, uważa Murzynów za osoby „niższe” (podobnie zresztą jak innych Azjatów – szczególnie tych z biedniejszych krajów). Dlatego też dzieci z mieszanych par (np. Koreanka i Murzyn) nie mają z tego powodu zbyt łatwo.

Koreańczycy, jakkolwiek nie protestowaliby przeciwko amerykańskiemu imperializmowi (bazy wojskowe w Seulu, import wszystkich części wołowiny etc.), to ciągle w ich świadomości Stany Zjednoczone są „krajem spełnionych marzeń”. Dzieci masowo wysyłane są do amerykańskich szkół (często na wiele lat wraz z żonami), a dyplom Harvardu czy innej szkoły Ivy League definiuje wartość człowieka bez potrzeby sprawdzania kwalifikacji, czy nawet z nim rozmowy. Koreańczycy podziwiają USA również za ich ekonomiczny i technologiczny rozwój.

I nagle w Stanach Zjednoczonych wybrano „Czarnego”. Dla wielu Koreańczyków musi to być niemały szok. Myślę, że czarne pochodzenie prezydenta USA, które przecież nie było kwestią oficjalnej debaty w amerykańskich wyborach, będzie miało duże znaczenie dla rozwoju społecznego Korei. Wielu ludzi zacznie zastanawiać się nad własnymi „strachami”. Z czasem Koreańczycy oswoją się z Obamą, a widok czarnoskórej osoby na ulicy nie będzie już czymś „przerażającym”.  Jedynym warunkiem jest jednak to, żeby co poniektórzy Koreańczycy faktycznie zdali sobię sprawę, że Obama jest czarny. Że to nie żaden dobrotliwy żart opowiadany do poobiedniej kawki. Bo jakież było moje zdumienie gdy, nie dalej jak wczoraj, senior manager mojej firmy o mało nie opluł się tą poobiednią kawką, kiedy go o prawdziwości tego faktu poinformowałam...


Jesienią w górach Korei


Mimo że urodziłam się w górach nigdy za nimi za bardzo nie przepadałam (może z wyjątkiem Gór Sowich, do których mam duży sentyment). Odkąd pamiętam podczas wspinaczek miałam problemy z oddychaniem (lekka astma) i bolącym kolanem, co zdecydowanie rozpraszało mnie w doznaniach estetycznych. Zawsze ciągnęło mnie bardziej do wody – żeglowanie, pływanie, nurkowanie. PWY kupił mi jednak buty do wspinaczki (Korea jest podobno najlepszym producentem takowych butów –  np. marka K2). No a żeby uzasadnić wydatek musieliśmy wybrać się w góry. I mimo początkowych oporów z mojej strony okazało się, że PWY znowu dokładnie wiedział jak mnie uszczęśliwić.


Korea w niemalże 75% pokryta jest górami. Jest więc z czego wybierać. Z powodu mojej operacji kolana, która miała miejsce kilka lat temu, zdecydowaliśmy się najpierw na Suraksan (수락산). Ta ma bowiem wśród Koreańczyków opinię sprzyjającego lekkiej i przyjemnej wędrówce wzgórka. I faktycznie, starsi panowie ze swoimi paniami, w profesjonalnym odzieniu i osprzętowaniu, lekko podśpiewując, raźnym kroczkiem wędrują bez przystanku na sam szczyt. W moim przypadku było trochę gorzej, bo żeby dojść na dość niski wierzchołek (ok. 640m) musiałam wędrować przez ok. 5 godzin po różnego rodzaju pagórkach. A spacer ten zawierał również prawie pionowe ściany skalne, na które trzeba było się wspinać przy pomocy lin. I nie wspomnę już o helikopterze, który musiał po drodze zabrać jakiegoś mniej uważnego pechowca. Tak czy owak przeżyłam (ledwo), a co więcej, uczucie satysfakcji i duma z kolana spowodowały, że zachciało mi się więcej. W sobotę więc wybraliśmy się na bardziej ambitny (aczkolwiek niższy – ok. 600m) szczyt – Górę Soyo (소요산). Do Soyosan, podobnie zresztą jak do Suraksan, można dostać się metrem. Zajmuje to ok. 1 godziny jadąc z północy Seulu. Góra ta jest bardzo stroma więc wejście na nią i zejście zajęło nam ok. 4 godzin. Sama wspinaczka była miejscami wyczerpująca (bardziej miałam problemy z oddechem niż kolanem – bez inhalatora się nie obyło), za to widoki, kolory i zapachy po prostu oszałamiały. Na  szczycie góry, ku mojemu zdumieniu, odkryliśmy kopiec grobowca – widać było, że sami Koreańczycy są zaskoczeni tym odkryciem (w Korei zazwyczaj chowa się ludzi u podnóża gór lub popioły umieszcza się w małych katakumbach na specjalnych cmentarzach). 

Tak naprawdę jednak chciałam napisać o koreańskiej jesieni, która właśnie w górach rozkwita najpiękniej. Nigdzie na świecie nie widziałam tak krwawej czerwieni, intensywnej pomarańczy zachodzącego słońca, soczystej zieleni i ognistych żółci jak na tutejszych drzewach. To wszystko prawdziwie zapiera oddech szczególnie w promieniach jasnego słońca i głębi niebieskiego nieba, które w tym czasie rządzą koreańską pogodą. Cudownie jest przeżywać to piękno w świeżym powietrzu lekko mrożącym zarumienione poliki, a potem jeść placka z ośmiorniczką i zieleniną (파전) zapijając sfermetnowanym winem ryżowym (동동주). W tę sobotę wybieramy się na Górę Myeongseong (명성산) – 923m. J




Soyosan - gdzieś niedaleko szczytu




Soyosan - koreańska wersja kasztanowców



Soyosan - u podnóża góry koncert z kolorów


Soyosan - ekplozja kolorów


Soyosan - krwiste czerwienie


Soyosan - samotnie stojące



Soyosan - ognisko liści



Soyosan - czerwień napotkana po drodze na szczyt

Więcej zdjęć tutaj.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...