Nowy Prezydent Korei



Korea Południowa wybrała nowego prezydenta. Będzie nim głowa konserwatywnej Partii Nowego Frontu Saenuri (새누리당) Park Geun Hye (박근혜), pierwsza kobieta na najwyższym stanowisku w tym kraju. Przy bardzo wysokiej frekwencji wyborczej (aż 75.8%!) Park wygrała zaledwie kilkoma procentami z reprezentantem Zjednoczonej Partii Demokratycznej (민주통합당), Moon Jae In’em (문제인), co świadczy o bardzo dużym spolaryzowaniu koreańskiego społeczeństwa. Nie łatwo będzie rządzić tak podzielonym narodem.


Park Geun Hye (박근혜), liderka Partii Saenuri (새누리당), 
nowy Prezydent Korei Południowej.

Elektorat Pani Prezydent można ogólnie podzielić na cztery grupy:


  1. Starsze, niewykształcone pokolenie, które swoje opinie formułuje na podstawie informacji dostarczanych przez zmonopolizowane przez konserwatystów, a przez to bardzo tendencyjne media;
  2. Starsze pokolenie z biedniejszej warstwy społecznej, które sympatyzuje z Panią Park ze względu na Jej ojca, dyktatora Park Jeong Hee, oraz z powodu tragicznej śmierci Jej obojga rodziców, zamordowanych przez zamachowców w trakcie sprawowania powinności wobec kraju;
  3. Bardziej majętna część społeczeństwa, która wszelkie próby zwiększenia opieki społecznej (bardzo minimalnej zresztą) porównuje do kradzieży swojej własności;
  4. Młode pokolenie ludzi, których rodzice należą do bardziej zamożnej części społeczeństwa.
Regionalny podział głosowania
<Źródło>

Do tego dochodzą bardzo silne wpływy regionalne – większość mieszkańców prowincji znajdujących się na południowym wschodzie kraju głosuje tradycyjnie na konserwatystów. Duży wpływ ma również wiek wyborców – im starszy elektorat tym więcej zwolenników Pani Park. Stąd obecne wybory uważane są za przegraną ludzi młodych, którzy chcą w swoim kraju rewolucji, przeciwstawiając się koncepcji ewolucyjnego podejścia do zmian, sugerowanego przez konserwatystów. W Korei tego rodzaju „ewolucję” rozumie się bowiem powszechnie jako utrzymywanie status quo, czyli dalsze wspieranie jaeboli (ogromnych konglomeratów wytwarzających razem prawie połowę produktu narodowego kraju), umacnianie pozycji bogatszej klasy oraz tradycyjnych wartości opartych na koreańskim konfucjanizmie.


Podział elektoratu według wieku: 20, 30, 40, 50 
i więcej niż 60 lat. Zielony kolor oznacza % wyborców 
głosujących na postępowego Moon Jae In’a, czerwony 
– zwolenników wybranej Pani Park.

Wynik obecnych wyborów to nie tylko klęska młodych, ale również porażka grupki niezawisłych dziennikarzy, którzy poświęcili ostatnie lata przedwyborczego życia na oświecanie koreańskiego narodu. W kwietniu 2011 roku, Kim Oe Joon (김어준, ur. 1968), założyciel niezależnej gazety Ddanzi (딴지일보), Jeong Bong Joo (정봉주, ur. 1960), były polityk, Joo Jin Woo (주진우, ur. 1973), dziennikarz, oraz Kim Yong Min (김용민, ur. 1974), komentator, założyli słuchowisko „Naneun Kkomsuda” („나는 꼼수다”), co można przetłumaczyć jako „Robię Świństewka”. Jedynym celem audycji była demaskacja nadużyć oraz kłamstw obecnie urzędującego Prezydenta – Lee Myeong Bak’a (이명박), który - podobnie jak nowo wybrana Pani Park - pochodzi z Partii Nowego Frontu (5 lat temu Park przegrała z Nim nominację swojej partii do wyborów prezydenckich). Program ten zdobył ogromną popularność (11 milionów słuchaczy!) ze względu na świetną pracę dziennikarzy śledczych, ale też z powodu formuły podcastu – autorzy prowadzili niezwykle dowcipne, nieformalne audycje, co przyciągnęło tłumy młodych, do tej pory niezaangażowanych w politykę ludzi. Praca czterech mężczyzn uniemożliwiła obecnej kadrze rządzącej przeprowadzenie wielu defraudacji przyciągając z tego powodu skomasowany atak na samą audycję (liczne próby zagłuszania, kilkadziesiąt pozwów w sądzie o zniesławienie), ale też i na poszczególnych członków „Naneun Kkomsuda” (liczne groźby śmierci; 26 grudnia 2011 roku Jeong Bong Joo został wtrącony do więzienia na rok za oskarżenie Lee Myeong Bak’a o manipulacje giełdowe w 2007 roku). Doszło nawet do tego, że koreańscy żołnierze (w Korei obowiązkowa służba wojskowa trwa 2 lata) byli ścigani za posiadanie aplikacji pozwalającej odsłuchać audycję na swoim smartfonie – to też młody, liczebny elektorat. Ostatnie słuchowisko „Naneun Kkomsuda” miało miejsce na dzień przed wyborami. Trzej mężczyźni byli wyraźnie wzruszeni (oczywista przez łzy siarczyście przeklinając) zdając sobie sprawę, że zrobili wszystko, co w ich mocy, żeby naród przejrzał w końcu na oczy, i że już więcej chyba zrobić nie mogą. Okazało się, że ich wysiłki nie przyniosły oczekiwanych rezultatów.  


Autorzy popularnej audycji „Naneun Kkomsuda” („나는 꼼수다”).

Park Geun Hye będzie najprawdopodobniej kontynuowała politykę Lee Myeong Bak’a znanego powszechnie z konserwatywnego podejścia do polityki wewnętrznej i zewnętrznej, czy chociażby ścisłej współpracy z konglomeratami, którym zapewnił lukratywne projekty budowlane mające minimalne uzasadnienie ekonomiczne np. Four Major Rivers Project (Lee Myeong Bak przed objęciem stanowiska Prezydenta stał na czele m.in. Hyundai Engineering and Construction). Oznacza to kolejne nadużycia, bardzo ograniczoną wolność słowa, oraz pogłębiające się rozwarstwienie koreańskiego społeczeństwa.

Odchodząc od politycznych zawiłości można zapytać, czy przynajmniej fakt, że na czele Korei stanęła kobieta, zmieni pozycję płci pięknej w tym konserwatywnym społeczeństwie. Do czasu łudziłam się, że tak właśnie być może. Przecież widząc kobietę na tak wysokim stanowisku nawet najbardziej twardogłowym musi jakaś klepka w mózgu w końcu zaskoczyć. Niestety, oglądając debaty wyborcze z udziałem Park Geun Hee przekonałam się, że jest ona jedynie marionetką w rękach swojej partii.  Nagminnie zdarzało się Jej, że nie potrafiła uzasadnić, a nawet poprawnie sformułować swoich poglądów - czasem było to aż żenujące. Nie bez powodu dostała ona przydomek „księżniczki z notesem” – większość Jej przemówień, czy odpowiedzi odczytywanych jest z wcześniej przygotowanych kartek. Park Geun Hye została wybrana nie ze względu na swój program, osobowość, czy płeć, ale ze względu na swoją przeszłość - to córka Park Jeong Hee, byłego dyktatora, który doprowadził do niespotykanego rozwoju gospodarczego Korei, ale jednocześnie krwawą ręką tłumił ruchy prodemokratyczne. Koreańskie społeczeństwo jest mocno podzielone co do oceny jego rządów, co skrupulatnie wykorzystała Partia Nowego Frontu nominując Park Geun Hye jako swojego kandydata na Prezydenta. Park Geun Hye nie ma też rodziny. Jej zwolennicy utrzymują, że bez rodziny może Ona w 100% skupić sie na sprawach kraju (to bardzo powszechny tutaj pogląd, że wartość kobiety jako pracownika spada, gdy zostaje matką, ponieważ jej priorytety dimetralnie zmieniają się). Przeciwnicy twierdzą, że właśnie dlatego że nie posiada dzieci, nie ma Ona najmniejszego pojęcia o sytuacji "normalnej" kobiety w Korei i z tego powodu nie jest w stanie reprezentować większości. Tak czy owak moje wszelkie nadzieje na poprawę sytuacji kobiety w Korei wydają się schodzić na dalszy plan.


Fragment ostatniej, trzeciej debaty prezydenckiej. 
Wypowiada się Pani Park.




PWY szwenda się tymczasem po domu wysoce zniesmaczony. Twierdzi, że musimy rozważyć emigrację, bo wyniki wyborów to prosty przepis na katastrofę. W pracy młodzi ludzie siedzą przed swoimi monitorami z nosami spuszczonymi na kwintę czekając nas kolejne pięć lat społecznego zastoju. Przyszłość jednak, jak każda kobieta włączając w to Park Geun Hye, to wielka niewiadoma. Być może jeszcze nie raz nas zaskoczy.






Broń palna w Korei


Koreańczycy to nie aniołki. Owszem, mężczyźni są przeważnie delikatniejszej konstrukcji fizycznej z zaledwie wybiórczymi przypadkami groźniejszej facjaty, a Koreankom dziecięcej filigranowości można jedynie pozazdrościć. Z wyglądu do rany przyłóż. Trudno jednak o bardziej mylące pozory. Pod wiszącymi na szczupłych ciałach garniturami nierzadko chowa się bynajmniej nie piwny sześciopak i jako takie umiejętności taekwondo, a za słodkim uśmiechem naburmuszonych usteczek kryć się może impulsywny charakterek i całkiem silna piąstka. Koreańczycy mimo osławionego jeong” („”), czyli wrodzonej życzliwości, potrafią wybuchać jak wulkany. Ognista lawa bucha wtedy z ich trzewi z nieokiełznaną furią siejąc spustoszenie wokoło ku uciesze diabła w suchej wierzbie. Amoku tego można doświadczyć czasem w metrze lub na pogrążonych już w oparach alkoholowych ulicach, słychać go też od czasu do czasu w nocy u sąsiadów. W takich przypadkach wystarczy się jak najszybciej ewakuować, bardziej dla zdrowia psychicznego niż w obawie przed uszczerbkiem na zdrowiu fizycznym.  

Korea jest krajem względnie bezpiecznym. Mimo sporadycznie pojawiających się w mediach informacjach o makabrycznych wyjątkach, czuję się tutaj dość komfortowo nawet pomimo świadomości powalającej siły rażenia koreańskiego gniewu. Wiem po prostu, że jeżeli już ten pojawi się na horyzoncie, w znakomitej większości przypadków użytą bronią będzie jedynie podniesiony głos. Wracając późną nocą do domu krew nie ścina mi się w żyłach na widok chyboczącego się na wietrze cienia, nie obawiam się agresji, gdy podchodzi do mnie nieznajomy. A już na pewno nigdy nie przyjdzie mi na myśl, że ktoś może nagle zacząć wymachiwać mi przed nosem giwerą. W codziennych relacjach co najwyżej ktoś kogoś porządnie opluje słowem, względnie trzaśnie w pysk w toku rozwiązywania problemów przy kieliszku soju, gdy sprawy wymkną się niepostrzeżenie spod kontroli „jeong”. Ludzka rzecz w sumie, a co ludzkie nikomu nie powinno być - wedle Terencjusza przynajmniej - obce. 

Strzelanie z karabinu do dzieci jak do kuropatw ludzką rzeczą nie jest. Tak samo, jak (fry)wolny dostęp do zabawek, których wyłącznym przeznaczeniem jest sianie śmierci. Przypadki masakr Columbine, Virginia Tech, czy ostatnio Connecticut potwierdzają tę oczywistą przecież prawdę. Niestety dopiero po fakcie. W Korei dostęp do broni palnej jest mocno ograniczony. Oprócz skromnej liczby myśliwych, którzy poza sezonem i tak muszą składać swoje strzelby w depozyt na posterunku policji, pistolety posiada ok. 180 000 ludzi. To jedyne 0,36% na prawie 50 milionów mieszkańców (dla porównania na 100 Amerykanów przypada 88,8 sztuk broni palnej). Każdy, kto już chciałby nabyć tego rodzaju oręż jest dokładnie prześwietlany pod względem karalności, kondycji mentalnej i ważkości powodów, dla których wnioskuje o licencję. Cała procedura jest niesamowicie skomplikowana, a aplikant, którego sprawa została rozpatrzona pozytwynie, musi dodatkowo przejść szkolenie z zakresu bezpieczeństwa użytkowania broni. Pozwolenie na broń wydawane jest na okres pięciu lat, po których upływie cała procedura jest powtarzana. Z tego powodu nawet świat przestępczy ma duże problemy z dostępem do podstawowych narzędzi swojej profesji, ale nie tylko – filmowcy tworzący wojenne lub gangsterskie kawałki muszą stawiać czoła zagmatwanej biurokracji w przypadku scen z atrapami broni, a miłośnicy Paintball zmuszeni są do daleko posuniętych modyfikacji swoich zabawek, żeby sprostać obostrzeniom regulacyjnym. Takie podejście stawia Koreę na jednym z najniższych miejsc w rankingu przestępstw z wykorzystaniem broni palnej.

Kolektywistyczna kultura Korei Południowej też na pewno w dużym stopniu przyczynia się do znikomej liczby przestępstw z użyciem tego rodzaju broni. W Korei bezpieczeństwo gwarantować ma wspólnota oraz państwo. To powszechny pogląd respektowany przez obie strony: zwykłego śmiertelnika i sprawujących władzę. Ludzie poruszają się w mniejszej lub większej zbiorowości (ja nazywam to „kręgami” o różnym zasięgu), którą można porównać do ula, gdzie każda pszczółka ma określoną rolę do spełnienia, a dobro wspólnoty jest ważniejsze niż jej własne. W zamian jednak społeczność ta zapewnia owadowi wszystko, co potrzebne do całkiem znośnego życia w spokoju i harmonii. Indywidualistyczne podejście Amerykanów każe im natomiast czuć się odpowiedzialnym za swoje własne bezpieczeństwo, a przez to automatycznie stawia każdą inną jednostkę w opozycji do ich własnego interesu. Każdy staje się potencjalnym przeciwnikiem. W takim ujęciu każdy musi wziąć przeznaczenie w swoje własne ręce, a jeżeli spoczywa w nich spluwa to ma się przecież większe szanse na przeżycie lub ochronę swojego dobytku. W różnicach prawa regulującego dostęp do kupna i sprzedaży broni palnej i właśnie w tym odmiennym pojmowaniu świata upatruję głównych powodów, dla których USA i Korea stoją na przeciwstawnych biegunach wspomnianego rankingu.

Koreańczycy to też – tak jak pisałam wcześniej – nie aniołki. I to nie tylko ze względu na sporadyczne wybuchy niekontrolowanej złości, które teoretycznie mogłyby doprowadzić do strzelaniny na miarę tej w Connecticut. Większość mężczyzn w Korei jest całkiem nieźle obyta z arkanami posługiwania się bronią palną, a to ze względu na dwuletnią służbę wojskową, obowiązkową dla każdego posiadacza koreańskiego paszportu. Przeciętny Koreańczyk wie więc o wiele więcej na temat broni ostrej niż przeciętny Amerykanin, a wiedzę tę mógłby – znowu teoretycznie – z łatwością wykorzystać do niecnych zamiarów. Kolonizacja japońska, szereg wojen, jakie targały Półwyspem, autorytarne rządy Park Jeong Hee, namacalna obecność amerykańskich baz wojskowych, sąsiedztwo z jednym z najbardziej nieobliczalnych krajów starego reżimu (obie Koree znajdują się ciągle w stanie wojny; Korea Północna prowokuje od czasu do czasu wymianę ognia, podczas której giną przecież ludzie) – to wszystko powoduje również, że tematy wojskowe, bezpieczeństwa narodowego i osobistego pozostają tutaj w powszechnej świadomości obywateli. Nawet chodząc po górach wokół Seulu natknąć się można na zasieki, wieżyczki strzelnicze, czy bunkry. Dlatego też przeciętny Koreańczyk jest za pan brat z poczuciem zewnętrznego zagrożenia podobnie jak przeciętny Amerykanin. Mimo tego, jeżeli w Korei dochodzi już do tragedii z użyciem broni palnej, to najczęściej ma to miejsce albo w bazie wojskowej (w 2007 roku jeden z szeregowców, który nie wytrzymał presji i przy użyciu karabinu i granatu zabił 8 osób – skazano go na karę śmierci) albo wywołane jest przez osoby, które mają powiązania z instytucjami egzekwowania prawa (w 1982 roku policjant ukradł z bazy wojskowej dwa pistolety i siedem granatów, których użył do zamordowania 57 mieszkańców pobliskiej wioski, po czym sam wysadził się w powietrze). Nie ma tutaj natomiast mowy o mordzie z legalnie nabytej broni palnej, co diametralnie odróżnia sytuację Korei od tego, co dzieje się w Stanach Zjednoczonych.

W kontekście Stanów Zjednoczonych często mówi się o prawdziwej wolności. Kraj ten jawi się niczym El Dorado, niewyczerpywalne źródło możliwości rozwoju, sukcesu i dobrobytu. Tutaj każdy może się w pełni zrealizować, jeżeli tylko tego chce. O ile jednak człowiek czuje się wolniejszy w kraju, gdzie wolność drugiego człowieka nie ogranicza mojej własnej. W kraju takim, jak Korea, gdzie przechodnia nie trzeba taksować od góry do dołu w obawie przed niespodziewanym atakiem, gdzie nie trzeba kurczowo zaciskać torebki lub chować telefonu do głębokiej kieszeni w trwodze przez uzbrojonym złodziejem, gdzie nie trzeba zamykać od wewnątrz klasy w obawie przed psychicznie chorym terrorystą lub zamykać się w kuloodpornej klatce na stacji benzynowej przed gotowym na wszystko frustratem. W tym wypadku to właśnie silna ręka państwa z domieszką tradycyjnej, kolektywnej kultury stoi na straży wewnętrznego spokoju i harmonii w społeczeństwie. Oferuje konkretną wolność bez jakże niepotrzebnych ofiar.


Post został zainspirowany artykułem z bloga Askakorean.
Polecam podcast BBC na temat broni palnej w Korei Południowej do odsłuchania tutaj



Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...