[Zakorkowani] Święta w Korei


Wszystkim Czytelnikom bloga "W Korei i nie tylko" oraz Słuchaczom audycji "Zakorkowani" chciałabym życzyć radosnych i spokojnych Świąt oraz wyjątkowego Nowego Roku 2014.

Pamiętajmy, że szczęście zależy w jakiejś mierze od nas. Wystarczy na chwilę zatrzymać się i z zastanowieniem rozglądnąć, żeby poczuć, jak wiele prawdziwej radości potrafi przynieść docenianie tego, co się ma na wyciągnięcie ręki. Może to być gorący prysznic po przyjściu z mrozu, może to być nowy listek na łodyżce kwiata, którego hodujemy, może to być w końcu zimny nos kota na policzku...

Dziękuję wszystkim za śledzenie wpisów, za komentarze oraz za dzielenie się moim blogiem z innymi.

Wesołych Świąt! :)





[Zakorkowani] Koreański system edukacji


Gwarancją „jakości” dziecka jest pieniądz na niego wydany. Im bardziej ekskluzywny szpital, w którym przyszło na świat, czym droższy żłobek i przedszkole, do którego uczęszczało, tym większa ma być miłość rodziców i ich zaangażowanie w przyszłość swojego potomka. Takie właśnie dzieci dostają więcej punktów w swoim życiowym Curriculum Vitae pnąc się kolejno po szkolnych szczeblach aż przychodzi czas na College Scholastic Ability Test - egzamin determinujący przyjęcie na dany uniwersytet w Korei.

Egzamin ten jest chyba najbardziej dramaturgicznym doświadczeniem w całym życiu Koreańczyka. Dostanie się do jednego z uniwersytetów SKY (Seoul University, Korea University, Yonsei University) otwiera furtkę do względnie pomyślnej przyszłości. Dyplom uniwersytetu, do którego się uczęszczało jest szczególnie ważnym kryterium nie tylko w walce o pracę w dobrej firmie, ale również może wpłynąć na jakość kariery zawodowej. Absolwenci tych samych uniwersytetów tworzą wewnątrzfirmowe „kliki” (od czasu do czasu odbywają się potajemne spotkania takich klubów) wspierając się nawzajem w różnego rodzaju przepychankach. Alma Mater jest liczącym się kryterium przy wręczaniu promocji, delegowaniu pracowników za granicę, przemieszczaniu się między najatrakcyjniejszymi działami w firmie. Ukończenie uniwersytetu z pierwszej trójki dodaje też społecznego prestiżu.

Życie koreańskich dzieci i nastolatków podporządkowane jest więc nauce. Rodzice wypruwają sobie żyły, żeby posłać swoje pociechy do jak najlepszych instytucji wychowawczych – co roku słyszy się o takich, którzy w namiotach koczują na chodniku celem zapisania swojego dziecka do renomowanego przedszkola; a przyjemność taka potrafi kosztować kilkanaście tysięcy dolarów! Po standardowych zajęciach rodzice muszą dodatkowo opłacić prywatne „hakwony”. Dzieci potrafią spać 4-5 godzin dziennie, nie mają czasu na nawiązanie poprawnych relacji ze swoimi rówieśnikami, każdy dla każdego jest potencjalnym konkurentem w tym ślepym wyścigu szczurów. A na tych, którzy mają inny pomysł na spędzanie swojego czasu w ławce czekają kary cielesne.

Koreański system edukacji sieje postrach wśród społeczności globalnej. Dochodzi do takich absurdów, że wierzy się nawet, iż koreańscy rodzice przed snem czytają swoim pociechom Talmud. Nic bardziej mylnego. W Korei najważniejsza jest punktacja na wspomnianym już College Scholastic Ability Test w związku z czym Koreańczycy nie skupiają się zanadto na kreatywnym rozwiązywaniu problemów, czy zastosowaniu zdobytej wiedzy w praktyce. Liczą się wykute na pamięć fakty oraz jak najefektywniejsza metoda wyboru właściwej odpowiedzi na testach. W tym Koreańczycy zdecydowanie przodują. Sytuację tę świetnie obrazuje fakt, że niektórzy Koreańczycy mają jedną z najwyższych punktacji w międzynarodowych testach z języka angielskiego, a nie potrafią się w tym języku komunikować nawet na poziomie podstawowym.


Zdjęcie: Gość specjalny „Zakorkowanych” – Olga,
nauczycielka języka angielskiego w koreańskim hakwonie.


W kolejnym odcinku audycji "Zakorkowani", kórą przygotowuję razem z Leszkiem Moniuszko (aka "Yellowinside) mam ogromną przyjemność gościć Olgę, która jest nauczycielką języka angielskiego w hakwonie niedaleko Seulu. Dzieli się ona z nami swoimi własnymi doświadczeniami i spostrzeżeniami dotyczącymi nie tylko systemu edukacyjnego, ale też tym, jak to jest być nauczycielem w Korei. Wywiad z Olgą i audycja dotycząca koreańskiego systemu edukacji do odsłuchania poniżej:






[Zakorkowani] Koreańska rodzina


Rodzina to jedna z podstawowych wartości w filozofii konfucjańskiej. Konfucjusz nauczał, że państwo może prosperować tylko wtedy, gdy rodzina żyje w miłości i harmonii. Harmonię tę zapewnić miały określone reguły zachowania pomiędzy jej członkami np.: ojciec kieruje synem, mąż kieruje żoną, kobieta niezamężna ma być posłuszna ojcu, kobieta po ślubie mężowi, a po śmierci męża – najstarszemu synowi.  Na koniec wszyscy podwładni muszą podporządkować swoje życie władcy, który ze swojej strony wykazać się musi mądrością i sprawiedliwością.

W Korei już wieki temu konfucjanizm przybrał specyficzny, bardziej surowy odcień w porównaniu do Chin, co w dużej mierze odcisnęło piętno na sposobie funkcjonowania współczesnego społeczeństwa, w tym i rodziny. Agresywna industrializacja przyczyniła się do dalszego uwydatnienia cech koreańskiego konfucjanizmu doprowadzając przez to do stworzenia ostrej konkurencji na poziomie indywidualnym i korporacyjnym. Nakaz samodyscypliny, pracowitości, bezwględnego posłuszeństwa wobec przełożonych i starszych, poświęcenie dla dobra większości – to wszystko stało się zarzewiem wzrostu gospodarczego w Korei, ale z czasem przeobraziło się też w podstawowy wymóg, którmu każdy musi sprostać, żeby godnie przeżyć. Do tej pory jedną z podstawowych zadań koreańskiej rodziny jest zapewnienie konkurencyjności jej członków. To właśnie konkurencyjność na rynku pracy determinuje sposób, w jaki koreańska rodzina dzisiaj funkcjonuje.

Rodzinę w Korei zakłada się z zamysłem posiadania dzieci. Dzieciom należy zapewnić najlepszą możliwą przyszłość i ten priorytet przesłania kwestie takie jak miłość, czy partnerstwo między małżonkami. Kobieta i mężczyzna często żyją życiem rozłącznym, według własnej odrębnej rutyny, całkiem dobrze się w tym odnajdując. To na pewno inny model rodziny niż ten propagowany na Zachodzie. W koreańskim, bardzo rygorystycznym systemie rodzina staje się prężnie działającą spółką, w której każdy z pracowników ma jasno określoną funkcję do spełnienia: kobieta (osoba „domowa”) ma zająć się domem, dzieckiem oraz zarządzaniem finansami domowymi, a mężczyzna (osoba „na zewnątrz”) ma zapewnić takiej „firmie” regularne dochody. Misją takiej spółki jest zapewnienie jak najlepszego startu dla swojego potomka poprzez zapewnienie mu jak najlepszej edukacji. Mordercza konkurencja powoduje, że dzieciaki uczą się całymi dniami  najpierw w szkole publicznej, a potem w prywatnych instytucjach edukacyjnych (włączając w to weekendy), śpiąc jedynie kilka godzin na dobę.

Od koreańskich rodziców oczekuje się jak największego poświęcenia. Bardziej zamożni ojcowie wysyłają swoje żony i dzieci za granicę (najczęściej do USA), żyjąc w rozłące latami – określa się ich mianem „ojców gęsi”, czyli takich, którzy migrując pokonują ogromne odległości. „Ojciec orzeł” to ten, którzy może pozwolić sobie na częste odwiedziny (orłowi wystarczy kilka razy machnąć skrzydłami, żeby wznieść się w powietrze), a „ojciec pingwin” to ten, którego wynagrodzenie nie wystarcza, żeby odwiedzić rodzinę za granicą (pingwiny nie potrafią fruwać). Jeszcze biedniejsi ojcowie, tzw. „ojcowie wróble” wynajmują mieszkanie żonie i dzieciom w bogatej części Seulu, Kangnam, sami mieszkając w kawalerce niedaleko pracy - jednym z podstawowych warunków zapisania dziecka do lepszej szkoły jest zameldowanie w określonej dzielnicy.

Poświęcenie rodziców to poniekąd osobliwa inwestycja we własną przyszłość – od dzieci wymaga się bezwzględnego szacunku dla swoich rodzicieli (też i przodków), wspomogi finansowej, a nawet utrzymywania na starość. Największy ciężar spoczywa tradycyjnie na najstarszym synu i jego żonie (stąd kobiety nie chcą wychodzić za mąż za pierworodnego), co przyczynia się często do wielu konflików, szczególnie na linii teściowa – synowa.

W Korei gwałtowne uprzemysłowienie w dużej mierze utowarowiło człowieka. Jednostka stała się jedynie trybikiem w doskonale pracującej maszynie, który z łatwością można wymienić na inny, równie sprawny. Niestety wydaje się, że ta niesamowita, wręcz nieludzka skala utowarowienia jest częściowo winą samych Koreańczyków. Zamiast zatrzymać się i przez chwilę zastanowić nad kierunkiem, w którym to wszystko zmierza, Koreańczycy ślepo zanurzyli się w odmętach zabójczej konkurencyjności we wszystkich dziedzinach życia. Mimo że Koreańczycy doskonale zdają sobie sprawę z bolączek trawiących ich społeczeństwo, tworząc własną rodzinę podążają tym samym, wytartym szlakiem nie widząc żadnych alternatyw. To dosyć przygnębiające, błędne koło, z którego bardzo trudno będzie się wyrwać. 

W audycji "Zakorkowani" razem z Leszkiem rozmawiam o typowej, koreańskiej rodzinie - zapraszam do odsłuchania poniżej:






Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...